podwójne życie mąż i kochanek
Mówi, jak potraktował ją były mąż. Przesuń w prawo, by zobaczyć szczegóły. "Przez ponad dwa lata prowadził podwójne życie" Renata Skiba przerywa
1992: Kawalerskie życie na obczyźnie jako Herman; 1992: Czarne Słońca jako komendant; 1993: Pożegnanie z Marią jako kierownik; 1993: Dwa księżyce jako malarz Jeremi; 1994: Spis cudzołożnic jako doktor Jerzy Zgółka, mąż Marii Magdaleny; 1994: Dama kameliowa jako Armand Duval, kochanek Małgorzaty; 1995: Pestka jako Józef, mąż Sabiny
Prawda okazuje się intrygująca i trochę inna od moich podejrzeń. Czytanie od początku do końca było przyjemnością, sporą niespodzianką i wywoływało dreszczyk niepewności. Wspólne życie, które płynie ustalonym, w miarę spokojnym rytmem. Mężczyzna, mąż, kochanek, przyjaciel, którego znamy, kochamy, bezgranicznie mu ufamy.
Nell Jordan, dziewczyna z półświatka, marzy o lepszym losie. Niespodziewanie tajemnicza, elegancka kobieta wprowadza Nell w zamknięty, ekskluzywny krąg ludzi bogatych. Ale miejsce w tym świecie ma swoją cenę. Nell musi prowadzić starannie ukrywane podwójne życie. Aż do chwili gdy spotyka mężczyznę swoich snów
Zaklęta miłość. Zaklęta miłość ( oryg. Sortilegio) – meksykańska telenowela emitowana oryginalnie w drugiej połowie 2009 roku przez stację Televisa, a w Polsce na antenie TV4 od 24 listopada 2009 do 13 kwietnia 2010. Od 7 czerwca 2011 ponownie emitowana przez stację TV4.
Podwójne życie Angeliki odc 1. Odblokuj dostęp do 14367 filmów i seriali premium od oficjalnych dystrybutorów! Oglądaj legalnie i w najlepszej jakości. Włącz dostęp. Dodał: Cytrynka_Malinka. Podwójne życie Angeliki odc 1. W katalogu: Podwójne Życie Angeliki. Lubisz ten film?
setiap regu bola voly maksimal memainkan bola sebanyak kali pukulan. Dzień dobry... Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało. Ania Ślusarczyk (aniaslu) Zaloguj Zarejestruj Dzisiaj Dzień Ojca i z tej okazji zapraszam cię do wysłuchania rozmowy, której bohaterem jest Patrick Ney. Psycholog, doradca rodzicielski, tata dwóch córeczek, urodzony w Anglii, co w tej historii ma również znaczenie ;) Posłuchaj rozmowy Natomiast o 17:00 zapraszam Cię na live z Agnieszką Hyży - porozmawiamy o rodzicielstwie, macierzyństwie i oczywiście o ojcostwie. O tym co robić z "dobrymi radami". Dołącz reklama Starter tematu aniaslu Rozpoczęty 18 Sierpień 2014 aniaslu Administratorka czyli ja tu rządzę ;) #1 Historia, którą ostatnio usłyszałam podobno wcale nie jest rzadkością, ale zacznijmy od początku. Wyobraź sobie, że jesteś w związku już X lat. Macie dziecko, układa Wam się nieźle, w każdym razie tak ci się wydaje i nagle przychodzi Twój mąż i oświadcza, że zasadniczo to on teraz chce być z inną panią, ale przemyślał sytuację i dla dobra dziecka postanowił, że on będzie spędzać w domu dzień, a nocą, kiedy dziecko zaśnie wyjdzie do tej pani. Ponadto czasem będzie spał z Tobą w łóżku żeby dziecko czuło się komfortowo. Dodatkowo liczy na wspólne obiady, śniadania i uważa, ze to fantastyczny pomysł, bo przecież dziecko spokojnie będzie się rozwijać, sprawy rozwodowe są kosztowne i się ciągną a ty nie zostaniesz porzuconą matką. Wszyscy powinni być szczęśliwi. Brzmi, jak idiotyczny żart, ale to prawda. I co ty na to? Czy zmienia się nam obyczajowość? Jak na takie coś zareagować? Ostatnia edycja: 18 Sierpień 2014 reklama #21 Czego facet szuka u rozrywki,w domu są obowiązki,czasami człowiek nie ma czasu zjeść spokojnie,bo tyle spraw do ogarnięcia,a u "laluni" jest luzik,mozna sie oderwac od rzeczywistości...ale wszystko jest do czasu,dreszczyk emocji jest poki trzeba sie ukrywać ,kombinować,a jak juz sie wyda to i z kochanką zaczyna sie szare zycie,bo jak to mówią "wszystko co jest nowe ,tez zrobi sie kiedys stare" i czar kochanki pryska jak bańka mydlana.. Pozdrawiam reklama #22 Potrafię zrozumieć znudzenie partnerem, ale takie rozwiązanie jest mocno naciągane. Co z małżonką? A może ona woli rozstać się z tym pożal się Boże mężem i także ułożyć sobie życie na nowo? A dziecko? Że niby niczego się nie domyśli? Mówię stanowczo nie takiej kombinacji. Czy to w ogóle może wypalić? Szczerze, to wolałabym pozostać sama z dzieckiem niż żyć w takiej chorej fikcji. #23 Jak dla mnie historia trochę na wyrost i nieco przerysowana a jeżeli się mylę to dla mnie bardzo niedorzeczna. Ok plus dla faceta za szczerość, ale jak dla mnie cała ta sytuacja nie do przyjęcia. Lepiej się rozstać niż żyć razem w takim zakłamaniu..a co dobra dziecka..hmmm dzieci wyczuwają pewne rzeczy..wiec... #24 Czego facet szuka u rozrywki,w domu są obowiązki,czasami człowiek nie ma czasu zjeść spokojnie,bo tyle spraw do ogarnięcia,a u "laluni" jest luzik,mozna sie oderwac od rzeczywistości...ale wszystko jest do czasu,dreszczyk emocji jest poki trzeba sie ukrywać ,kombinować,a jak juz sie wyda to i z kochanką zaczyna sie szare zycie,bo jak to mówią "wszystko co jest nowe ,tez zrobi sie kiedys stare" i czar kochanki pryska jak bańka mydlana.. Pozdrawiam bardzo dobrze napisane ogólnie to brak słów!!! #25 podejrzewam że niejeden facet wpadnie na taki pomysł ale dla mnie kobieta która na to się zgodzi nie ma własnego honoru i widocznie jest ślepa że idzie na taki układ #26 czytam pierwszy wpis, czytam i tak sobie myślę że tylko facet mógłby wpaść na coś takiego... odwróćmy sytuację: kochanie, wiesz po ślubie tyle już lat jesteśmy, przestało mi wystarczać to że "jesteś i już" potrzebuje dreszczyku emocji/zrozumienia/wsparcia/oderwania się od garów i pieluch więc zajmij się dziś dzieciem, wykąp, nakarm, bajkę przeczytaj a ja sobie do kochanka skoczę. Ale spokojnie nie przejmuj się na śniadanie wrócę także omlet z dwóch jajeczek z szyneczką spokojnie możesz tak na wstawić. I zobacz jak cudownie, ja ci głowy nie susze swoimi problemami, nie marudzę o grę wstępną, możesz sobie spokojnie po położeniu dziecia spać piwko wypić, meczyk obejrzeć, po jajcach się podrapać. No i nie martw się kochany bo w co drugą środę miesiąca będę spała z tobą. I zobacz jak będziemy sobie żyć szczęśliwie, dziecie szczęśliwe bo odstresowaną mamusię będzie miało, ty szczęśliwy bo żona zrzędzić przestanie. Układ idealny, czyż nie? nosz kurna... gość17 Gość #27 Dokładnie. Co za ojciec proponuje coś takiego wiedząc, że dziecko dorasta i może obudzić się z lękiem w nocy i nie mieć oparcia w ojcu i zastanawiać się, gdzie Tata poiszedł. Pomijam już wszelkie wzorce, atmosfere, która wpływa na osobowosc dziecka. Po pewnym czasie dowie sie, ze to tylko fikcja a jego obraz pieknej rodzinnej wiezi prysnie, gdy uswiadomi sobie jaka to była gra- przez tyle lat. " A Ty nie bedziesz samotnie wychowującą matką"- nawet po rozstaniu malzonków takich matek nie powinno być, rozwód nie zwalnia z ojca z wychowywania dziecka, z towarzyszenia mu w życiu. Czy lepszy jest taki układ dla dziecka jak zaproponowano- NIE. Nie można wychowywać opierając się na kłamstwie, nie można uczyć miłości klamiąc i pokazując fałszywą miłość. Nawet jeśli jest samotny rodzic stara się On nawiązac taka wiez by pokazać, co to znaczy kochać. Tutaj dziecko nie oitrzymuje tej szansy- nie nauczy sie prawdziwej milosci bop w domu rodzinnym jest zakłaamanie i obojętność. Albo rozstać się w odpowiednim czasie i minimalizując ból dziecka, albo zastanowić czy ten chwilowy rozmans nie zepsuje czegoś o wiele bardziej cennego- co ma fundamenty i prawo, by istnieć. Osobiscie, gdyby maz mi cos takiego powiedzial potraktowałabym to jako podwójny cios niż jakby odszedł. Zapewne sam otrzymałby plaskacza. Współczuje kobietom ( bo mysle, ze takie istnieja), które mają niskie poczucie wartosci, które nie znaja zycia poza swoim mezem i tak boja sie zmiany i tego, ze sobie nie poradza, tak sa jednoczesnie uzaleznione od tej osoby, że sie godzą. Godzą ze strachu a nie wygody. Pozdrawiam Szczerość? No może to i szczerość. Jednak szkoda, że zabrakło szczerości wobec świata. Dla żony sytuacja koszmarna, a że jeszcze wymyślił spanie w jednym łózku, to już niewiarygodna beczelność - zgadzam się tu z kasia-matiy. Co za dzieciak będzie na tyle głupi, że nie zauważy, jak kochający ojczulek się wymyka? Czułości też udawać się nie da. A ciekawe swoją drogą, jak długo kochanka to wytrzyma - takie zawieszenie w powietrzu? Oj, dobrze wymyślił, w ten sposób obie są na jego usługi. #28 Jak dla mnie rozwiązanie sprawy jest proste - pójść do prawnika, złożyć pozew o rozwód i cieszyć się życiem bez takiego "męża" #29 Nie jestem sobie nawet w stanie wyobrazić takiej sytuacji,ale jak to mówią zycie potrafi pisać rózne scenariusze Nie wiemy nic o tej kobiecie,ale wydaje mi sie że żadna kobieta która ma poczucie własnej wartości nie zgodziła by sie na taki układ,jest to chora sytuacja..ja bym takiego "Gogusia" pogoniła lotem,to nie jest człowiek do zycia ,bo on jest bez żadnych wartości egoistą taki Piotruś Pan.. reklama #30 Coraz czesciej spotykam się z tego typu histriami, za każdym razem zadaje sobie pytanie gdzie te wartosci ktore mielismy wpajane w dziecinstwie, ludzie stali sie bardzo wygodni, zamiast walczyc o swoje szczescie, wola szukac.. osobiscie znam pare w ukladzie maz, kochanka , żona. Podzial jest taki, że maz zyje z zona od poniedziałku do srody, z kochnką od czwartu do soboty a niedziela jest dla niego. Maż ma dwoje dzieci z zona i jedno dziecko z kochanką, niejednokrotnie żona opiekuje sie dzieckiem kochanki i odwrotnie. Wakacje maz ma dwa razy jeden tydzien z zona jeden tydzien z kochanka. Żona ma przywilej, że mieszka w domu a kochanka na wyjnamowanym mieszkaniu. Ludzie na poziomie. sympatyczni. zapytani kiedys dlaczego tak zyją maz odpowiedział, że dzieki temu są szczęśliwi, że mają czas odpocząc od siebie, pojawia się nutka rywalizacji między kobietami. która lepsza, więc kazda daje z siebie 200% !! Kobiety milczały !! Odniosłam wrażenie, że ndchodzą do nas zwyczaje krajów w ktorych kobieta rodzi się po to aby słyzyc męzczyznie a kobiety swiadomie się na to zgadzają ! Kompletnie nie mam pojecia i nie umiem znalesc wytlumaczenia dlaczego tak się dzieje. do niedawna sama sprawa rozwodu była nie do przyjecia a teraz stała sie czym na porzadku dziennym. Dzeciom rozstanie tłumaczy się innym pogladem na życie, ale czy oni kiedykolwiek starali sie spojrzeć na świat w ten sam sposob ?
Niełatwo jest być „tą drugą”. Tą mniej kochaną (jeśli w ogóle), czasem lekceważoną, czasem wręcz zapomnianą kobietą. Taką, o której cicho szepcze się w towarzystwie, rzucając w jej stronę współczujące spojrzenia. Taką, której nigdy w zasadzie nic nie obiecywano, więc nie powinna oczekiwać szczęśliwego zakończenia związku, a jednak… Współczujemy im, bo to nie zawsze był ich wybór. Na przełomie XIX i XX wieku żyły „w piekle”, jak to precyzyjnie sformułował Tadeusz Boy-Żeleński w swoich publicystycznych pracach, społecznych i religijnych norm, które związki pozamałżeńskie kobiet często sprowadzały wręcz do prostytucji, podczas gdy romanse mężczyzn były traktowane bardzo pobłażliwie. Efektem tych kobiecych romansów był nie tylko ostracyzm społeczny, ale też samobójstwa, a w najlepszym razie zmarnowane życie, nie każda bowiem z prezentowanych poniżej kobiet miała w sobie na tyle silnej woli, poczucia własnej wartości i – niestety! – pieniędzy, aby żyć godnie i niezależnie. Były ofiarami swojej epoki, ale także ofiarami miłości, z której nie potrafiły zrezygnować. Rusałka z butelką wina Smutne i tragiczne losy były Marty Foerder, której nazwisko z pewnością nie figuruje w indeksach podręczników szkolnych. Ta urodzona w 1872 roku rodzinie zamożnego żydowskiego kupca kobieta miała nieszczęście spotkać około 1880 roku w rodzinnym domu w Wągrowcu błyskotliwego gimnazjalistę, Stanisława Przybyszewskiego, którego tam skierowano w ramach kary za złe zachowanie. „Stachu” podówczas jeszcze nawet nie myślał o tym, że kiedyś stanie się poczytnym poetą, prekursorem modernizmu i stworzy słynną na całą Europę grupę literacko-towarzyską – pobierał stypendium, a dodatkowo uczył Martę i jej siostrę gry na fortepianie. Początkowo nawiązał romans ze straszą Różą, a Marta była jedynie obserwatorką i przyzwoitką; związek jednak szybko się skończył, gdy „nakryto” młodych na schadzkach. Marta jednak nie zapomniała o przystojnym artyście i gdy los zetknął ich w 1891 roku w Berlinie, gdzie Stanisław wyjechał na studia, pierwsza wprosiła się do mieszkania Przybyszewskiego, wtedy już bywalca salonów, z butelką wina w ręku. Rusałka o pięknych, rudych włosach. Prawda była taka, że Stanisław Przybyszewski jej nie kochał. Litował się nad nią; poza tym jako człowiek próżny był zadowolony, że dziewczyna go adoruje i bezgranicznie wielbi. Przestraszył się dopiero wtedy, gdy okazało się, iż Marta jest w ciąży. Były to czasy dla niego jeszcze niełaskawe, nie osiągnął jeszcze sukcesu i nie miał pieniędzy, więc oboje klepali biedę; tym niemniej narodziny syna trzymane były w ścisłej tajemnicy przed rodziną Przybyszewskiego, która planowała zaaranżować jego małżeństwo, i to na pewno nie z Foerderówną. Zwyczajem berlińskiej bohemy, znikał na całe dnie i noce, i wracał zazwyczaj pijany, a Marta musiała zajmować się dzieckiem i zdobywać pieniądze na jedzenie. Nie było to życie, o jakim marzyła, zwłaszcza że o ślubie Stachu nie chciał słyszeć. Sytuacja materialna polepszyła się nieco, gdy Stanisław dostał pracę jako redaktor „Głosu Robotniczego”. Zamieszkali wtedy razem z jego bratem i żoną w jednym dużym mieszkaniu. Coraz bardziej popularny i rozchwytywany towarzysko Przybyszewski rzadko bywał w domu, nawet gdy urodziło się jego drugie dziecko, córka. I stało się, iż w marcu 1893 roku poznał femme fatale tamtej epoki, Norweżkę Dagny Juel; w sierpniu tego roku ożenił się z nią, nie bacząc na zobowiązania wobec matki swoich dzieci. Trudno powiedzieć, co spowodowało, iż po takim upokorzeniu Marta nie odeszła od Przybyszewskiego – jednym z najbardziej prawdopodobnych hipotez jest to, że nie potrafiła żyć bez niego, kochała go do szaleństwa. Przez kolejne dwa lata pozwalała, żeby Przybyszewski, będąc przecież żonatym człowiekiem, mieszkał na przemian z nią i z Dagny. W 1895 roku obie były w ciąży. Ostatnią rozmowę z Martą Stanisław przeprowadził podobno na początku czerwca 1896 roku – jego konkubina była wtedy w szóstym miesiącu ciąży z ich czwartym dzieckiem. Nie wiadomo dokładnie, o czym rozmawiali. Kilka dni później szwagier i jego żona znaleźli Martę martwą w wannie. Zrozpaczona kobieta otruła się. Stanisław Przybyszewski został początkowo oskarżony o udział w zabójstwie partnerki, ale ponieważ nie było go w czasie tego zdarzenia w Berlinie, nie podstawiono mu zarzutów. Mimo to został uznany za moralnego sprawcę tego czynu i bardzo wielu Polaków, w tym własny brat, odwróciło się od niego. Faktem jest, że po śmierci Marty Przybyszewski nie poczuwał się do obowiązku opieki nad swoimi dziećmi z tego związku – chłopca przygarnęła pani Foerder, a dziewczynki zostały oddane do przytułku. Być może, gdyby Marta wiedziała, co się stanie z jej dziećmi, nie zrobiłaby tego ostatecznego kroku. Może myślała, że jeśli odbierze życie sobie i nienarodzonemu dziecku, Przybyszewski przejrzy na oczy i rzuci Dagny? Niestety, Stachu nie był człowiekiem honoru ani przykładnym ojcem, choć w pamięci rodaków zapisał się jako genialny artysta i charyzmatyczny lider bohemy. Wierna marzycielka Jak ciężko żyć ze słynnym artystą – prozaikiem, poetą, tłumaczem, lekarzem i publicystą – przekonała się Zofia Pareńska, żona Tadeusza Boya-Żeleńskiego, alter ego Zosi z „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego. Małżeństwo zostało zaaranżowane, jak to często wtedy bywało, przez matkę Zofii. Młodzi pobrali się w 1904 roku i choć początkowo związek był namiętny, szybko okazało się, że para nie jest zbyt dobrze dobrana. Dziewczyna była marzycielką i romantyczką, młody doktor raczej twardo stąpał po ziemi i miał dość rozrywkową naturę, a już szczególnie czuły był na wdzięki pięknych pań. Żeleńscy mieszkali wtedy w Krakowie, który aż huczał od plotek o romansach młodego lekarza, między innymi ze skandalistką Ireną Krzywicką. Witkacy-Portret_Ireny_Krzywickiej Zofia, upokarzana wiadomościami o kolejnych miłostkach męża, przez jakiś czas spotykała się z Rudolfem Starzewskim (alter ego Dziennikarza z „Wesela”), prawdopodobnie jej młodzieńczej miłości. Znosiła liczne zdrady i nie odeszła od Tadeusza, który traktował ją wtedy na poły jak gospodynię, na poły jak sekretarkę. Nie może zatem dziwić fakt, że kiedy Zofia, lecząca nerwy i inne dolegliwości w Zakopanem, poznała tam w 1918 roku Stanisława Ignacego Witkiewicza – Witkacego, szalonego członka tamtejszej bohemy, nie potrafiła oprzeć się potężnej indywidualności tego ekscentrycznego artysty. Witkacy podobał się kobietom – był „łobuzem”, zupełnie nie przystającym do epoki, aroganckim i pełnym sprzeczności człowiekiem. Zofia straciła dla niego głowę. Od tej pory widywano ich na koktajlach, spotkaniach, wycieczkach, wystawach. Doprowadziła do tego, że Witkacy zamieszkał u Żeleńskich w Krakowie, przy czym Tadeusz, o dziwo, nie protestował, mimo iż podobno za tym zakopiańskim ekscentrykiem nie przepadał. Nie protestował także, gdy żona zdjęła ze ścian obrazy Stanisława Wyspiańskiego, a powiesiła prace kochanka. Jeden obraz Wyspiańskiego został jednak na ścianie w najznakomitszym pokoju – ten, w którym Zosia, już w ciąży, siedzi z rozpuszczonymi włosami, smutna i rozmarzona. Tadeusz ponoć uwielbiał go najbardziej ze wszystkich portretów małżonki. Po przeprowadzce do Warszawy Witkacy coraz rzadziej bywał na salonach u Żeleńskich, ponieważ zaaranżowano jego małżeństwo z Jadwigą Unrug, wnuczką malarza Juliusza Kossaka, ale do końca życia zostali z Zofią przyjaciółmi. Na początku lat trzydziestych, gdy Tadeusz wraz ze swoją wielką miłością, Ireną Krzywicką, zajęty był działalnością publicystyczno-społeczną, zakładaniem klinik dla kobiet i propagowaniem świadomego macierzyństwa, Zofia związała się z wydawcą Wacławem Czarskim, ale nie opuściła męża. Wspierała go nie tylko słowem, ale przede wszystkim pracą sekretarską i edytorską, choć w głębi duszy cierpiała. Była jednak zbyt dumna, aby okazywać te uczucia publicznie. Po wybuchu wojny Żeleńscy postanowili wyjechać z Warszawy z obawy przed aresztowaniem niepokornego pisarza. 4 września 1939 roku, na stacji kolejowej, miało miejsce ich ostatnie spotkanie. Rozdzielili się – on udał się do Lwowa, do jej siostry Maryny i męża, profesora Uniwersytetu Lwowskiego Jana Greka, ona trafiła do Włodzimierza Wołyńskiego, skąd po długich perypetiach powróciła do Warszawy. Irena Krzywicka wspomina, iż w 1940 skontaktowała się z nią, prosząc o pomoc (ukrywała się przed Niemcami), a ta „przygarnęła” ją do swojego mieszkania na ulicę Smolną. Potwierdza to relacje znajomych pani Żeleńskiej, iż była to kobieta o bardzo dobrym charakterze i wielkoduszna Dopiero po kilku latach Zofia dowiedziała się o losie męża – po zajęciu Lwowa Niemcy wśród wielu innych profesorów, doktorów i naukowców aresztowali jej krewnych oraz Tadeusza, po czym nad ranem 4 lipca 1941 roku zamordowali ich na Wzgórzach Wuleckich. Zofia Żeleńska przeżyła wojnę. Zawsze lojalna i wierna, czuwała nad bogatą spuścizną literacką męża. Zmarła w 1956 roku w wieku 70 lat. Piękna Pani z charakterem Nie miała szczęścia w miłości pierwsza żona Józefa Piłsudskiego, Maria Koplewska primo voto Juszkiewicz, mimo iż uchodziła za niezwykłą piękność. Urodziła się prawdopodobnie w 1865 r.; w wieku 16 lat wyszła za mąż i urodziła córkę Wandę, ale małżeństwo unieważniono, więc gdy w lipcu 1892 roku Piłsudski wrócił z zesłania do Wilna, nie miała zobowiązań. Była już wtedy aktywną działaczką Polskiej Partii Socjalistycznej. Nazywano ją Piękną Panią/Damą i podobno Piłsudski rywalizował o jej przychylność między innymi z Romanem Dmowskim. Był tak zakochany, iż dla wybranki zmienił wyznanie z katolickiego na ewangelicko-augsburskie i poślubił ją w dniu 15 lipca 1899 roku. Małżonkowie zamieszkali w Łodzi, ale ze względu na konspiracyjny charakter działalności często zmieniali miejsca pobytu, aby w końcu osiąść w Krakowie. Aleksandra Piłsudska z córkami Wandą i Jadwigą. (Źródło: Kryzys w idealnym na pozór małżeństwie nastąpił po kilku latach, legenda głosi, iż z winy Marii, która lubiła rauty i spotkania towarzyskie, Józef natomiast do dusz towarzystwa nie należał. Nie do końca to była prawda. W maju 1906 roku Piłsudski poznał młodą działaczkę PPS, Aleksandrę Szczerbińską, z którą szybko się związał. Nie opuścił jeszcze wtedy Marii, która bardzo podupadła na zdrowiu, między innymi z powodu traumy po śmierci córki. Przez jakiś czas Maria musiała znosić to podwójne życie męża, który, przy jej kategorycznym sprzeciwie wobec ewentualnego rozwodu, żył to z nią, to z kochanką. W końcu małżonkowie rozstali się, ale nawet po odzyskaniu niepodległości Piłsudski, nie mając rozwodu, nie zamieszkał z Aleksandrą, choć doczekali się dwóch córek i cała Polska wiedziała o ich romansie. Maria Piłsudska zmarła 19 sierpnia 1921 roku na serce; chorowała przedtem długo. Pochowano ją na Cmentarzu na Rossie w Wilnie. Józef Piłsudski nie przyjechał na jej pogrzeb, w zastępstwie wysłał brata, a już w październiku ożenił się z Aleksandrą, na powrót przechodząc na katolicyzm. Jego cyniczna postawa spotkała się z dużą dezaprobatą opinii publicznej. Zazdrość i medycyna Tragicznym w skutkach okazał się natomiast inny związek Józefa Piłsudskiego, o którym niewiele w zasadzie wiadomo, tak jest tajemniczy i niejasny. Przebywając w 1924 roku z żoną i córkami w sanatorium w Druskiennikach, marszałek pewnego wieczoru zasłabł i wezwano do niego lekarkę – zjawiła się doktor Eugenia Lewicka, kierownik parku klimatycznego, propagatorka zdrowego trybu życia i ruchu na świeżym powietrzu. Od tej pory Piłsudski jeździł do Druskiennik już bez rodziny (żonie nie przypadł tamtejszy klimat) i bardzo dużo przebywał w towarzystwie pięknej lekarki. Prawdopodobnie z jej namowy polecił powołanie w Warszawie Urzędu Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego/Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego, w którym Eugenia została zatrudniona jako pracownik naukowy. Przeniosła się do Warszawy i jej spotkania z Józefem Piłsudskim w wynajętym mieszkaniu na tyłach Belwederu stały się wręcz rytuałem. 15 grudnia 1930 roku wyjechali razem na Maderę, gdzie Eugenię Portugalczycy nazwali „żoną” marszałka. Lewicka wróciła z tej podróży wcześniej niż Piłsudski. Według przekazów, miała zaraz po przybyciu do Warszawy odbyć bardzo zapewne nieprzyjemną rozmowę z Aleksandrą Piłsudską – nie wiadomo, na jaki temat, ale w efekcie po powrocie Piłsudskiego z Madery kontakty marszałka i pani doktor zostały znacząco ograniczone. Józef Piłsudski z Eugenią Lewicką na przechadzce w okolicy Funchalu na Maderze / Źródło: NAC Nic nie zapowiadało tragedii, która nastąpiła kilka miesięcy później. Według znajomych i kolegów z pracy Eugenia nie wyglądała na przygnębioną, snuła plany zawodowe na najbliższe lata, nie okazywała oznak depresji, dlatego szokiem dla wszystkich było, gdy 29 czerwca 1931 roku znaleziono ją nieprzytomną w jej gabinecie w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego. Mimo natychmiastowej pomocy, nie udało się jej uratować – zmarła tego samego dnia w szpitalu. Przyczyną śmierci było zażycie zbyt dużej dawki środka nasennego. Piłsudski pojawił się na kilka minut na jej pogrzebie, po czym odjechał, zostało jednak wiele znakomitych osobistości, jak ówczesny premier Aleksander Prystor czy słynny Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Bardzo uroczysta to była ceremonia, niezupełnie przystająca do pogrzebu skromnej lekarki – prekursorki zdrowego trybu życia. W trójkącie uczuć O niestałości męskiego uczucia boleśnie przekonała się Zofia Chylińska, żona wziętego poety Bolesława Leśmiana. Ta urodzona w 1885 roku w zamożnej rodzinie lekarskiej kobieta była utalentowaną malarką, studiowała w pracowni Wojciecha Gersona, u którego kształcili się tacy artyści jak Leon Wyczółkowski czy Władysław Podkowiński; jako bardzo młoda panienka miała już za sobą pierwszą wystawę. Około 1902 roku wyjechała na studia do Paryża, gdzie wśród tamtejszej bohemy poznała przez ich wspólną kuzynkę, Celinę Sunderland, Bolesława Leśmiana. Uczucie szybko zakwitło i młodzi zamieszkali razem, a następnie w 1905 roku pobrali się w Paryżu. Niewątpliwie stanowili parę pełną przeciwieństw: on – impulsywny choleryk, ona – spokojna i zrównoważona. Małżeństwo wydawało się idealne: najpierw urodziła się jedna córka, potem druga; Bolesław dużo publikował, zyskiwał uznanie, Zofia malowała i wystawiała swoje prace w galeriach, sytuacja finansowa rodziny była całkiem dobra. A jednak… Zofia długo nie dostrzegała, że w życiu jej męża jest druga kobieta, owa wspólna kuzynka, Cecylia (w rzeczywistości ich romans rozpoczął się jeszcze przed poznaniem Chylińskiej przez Bogusława). Może nie chciała tego widzieć, choć widzieli to inni – wszak Cecylia towarzyszyła małżonkom we wspólnych podróżach do Włoch, Szwajcarii i Francji; podczas pierwszej wojny światowej często odwiedzała ich mieszkanie w Warszawie, a później w Łodzi. W małżeństwie Leśmianów zaczęło się źle dziać, tym bardziej gdy poeta za pośrednictwem demonicznej Cecylii poznał lekarkę Teodorę Lebenthal, zwaną Dorą, swoją przyszłą największą miłość i muzę. Stało się to w 1917 roku, podczas wakacji Bolesława w Ilży, rodzinnym majątku Sunderlandów. Zupełnie stracił głowę dla tej pięknej i doskonale wykształconej kobiety, a ona podobno dla niego przeszła na katolicyzm, mając nadzieję na ślub. Romans rozgorzał płomienny, Bolesław słał Dorze erotyczne i namiętne wiersze, ale nie opuścił Zofii – prawdopodobnie nie chciał skandalu, ale też był to dla niego idealny układ – miał i żonę, i kochankę (a raczej kochanki, ponieważ nie przestał romansować z Cecylią), i nie musiał wybierać. Po odzyskaniu niepodległości Leśmianowie wyjechali najpierw do Hrubieszowa, a później do Zamościa, gdzie Bolesław jako urzędnik państwowy objął notariat. Romans poety rozwijał się, rozwijała się też jego kariera. Zofia spełniała się jako żona i matka. Oboje byli jednak bardzo niefrasobliwi i nieprzewidujący, żeby nie powiedzieć: lekkomyślni, jeśli chodzi o sprawy finansowe. Wydawali spore sumy na wyjazdy do sanatoriów w kraju i za granicą, gdyż oboje cierpieli na gruźlicę, podstępną chorobą tamtych czasów. Podobno Zofia wiedziała, że Bolesław ma kolejną kochankę (jako kobieta musiała dostrzec zmianę w zachowaniu męża), ale łudziła się, że nie jest to sprawa poważna. Starsza córka Maria Ludwika wiedziała jednak, co jest grane, i w 1925 roku pokazała matce list od Dory Lebenthal do ojca. Wtedy Zofia wpadła w gniew i zażądała rozwodu. Dramatyczna rodzinna opowieść głosi, iż Bolesław, postawiony pod ścianą, zagroził w samobójstwem. Wobec takiej postawy męża Zofia postanowiła złagodzić stanowisko. Niestety, zamiast docenić wielkoduszność żony, poeta zaczął krążyć między Hrubieszowem a Warszawą, gdzie Dora na salonach przyjmowała ówczesne elity artystyczne; nawet posuwał się do tego, iż grał rolę pana jej domu. Zofia znosiła to upokorzenie, choć wiedziała, że jej małżeństwo de facto nie istnieje. W 1929 roku państwowa inspekcja wykazała ogromny deficyt w kasie notarialnej – okazało się, że zastępca Leśmiana, na którego tenże z bezgraniczną ufnością cedował uprawnienia, sprzeniewierzył bardzo dużą sumę pieniędzy. Leśmianowie musieli zacisnąć pasa, żeby spłacić długi. Podobno Dora postanowiła pomóc ukochanemu i jego rodzinie, sprzedając mieszkanie i majątek w Mławie, ale nie ma na to dowodów. Według rodzinnej legendy Leśmianów było raczej na odwrót: to Zofia dała mężowi rodowy brylant tudzież kolię celem spieniężenia i zapłaty długów, a Bolesław wprawdzie biżuterię sprzedał, ale pieniądze przekazał w całości Dorze, co stało się powodem wyprowadzki Zofii do Łomży. Z powodu ułomności ludzkiej pamięci nie do końca wiadomo, co jest prawdą. Do Warszawy Leśmianowie wrócili w 1935 roku. Mimo różnych przeciwności Zofia pozostała towarzyszką i wsparciem Bolesława Leśmiana do jego śmierci w listopadzie 1937 roku, choć ten nie wyrzekł się swojej muzy Dory i do końca uważał ją za miłość swojego życia. I znowu niesprawdzona legenda głosi, iż Dora nie dopuściła do udziału w kondukcie żałobnym Zofii i jej córek. Nie wiadomo, czy panie pogodziły się; wiadomo natomiast, że gdy ich wspólna kuzynka i dawna kochanka Bolesława Cecylia Sunderland w 1940 roku uciekła z warszawskiego getta, znalazła schronienie w warszawskim mieszkaniu wielkodusznej Zofii. Obie przeżyły wojnę – Cecylia zmarła w 1956 roku w Iłży, Zofia w 1964 na emigracji w Argentynie. Dorze przypadł najbardziej tragiczny los. Po ucieczce z getta trafiła razem z Cecylią do Iłży, a następnie wróciła do Warszawy. Została zatrudniona w szpitalu Św. Ducha, gdzie pracowała do stycznia 1941 roku, kiedy to zaraziła się od pacjentów tyfusem i zmarła, unikając w ten sposób śmierci z rąk Niemców lub wywiezienia do obozu. Wszystkie przedstawione powyżej kobiety zostały w pewnym momencie porzucone lub poniżone przez mężów i kochanków, i musiały spojrzeć prawdzie w oczy: nie były jedynymi miłościami swoich mężczyzn. Trudno powiedzieć, co powodowało, iż mimo wszystko przy nich trwały, lojalne do końca – bezwarunkowe uczucie, obawa przed zmianą statusu materialnego i ostracyzmem społecznym, strach przed samotnością w świecie zdominowanym przez męski punkt widzenia? A może też szczypta złośliwej determinacji, żeby nie dać „tej drugiej” zwyciężyć? Być może wszystko to razem. Nie ulega jednak wątpliwości, że życie tych mężczyzn byłoby zupełnie inne bez ich wsparcia i miłości, a także lojalności i wiary ich wielki talent.
podwójne życie mąż i kochanek